Rzeszowiak dotarł do gotlandzkiego portu Visby
Po długiej żegludze pod wiatr Rzeszowiak dotarł do gotlandzkiego portu Visby. Wiało ostro, Neptun zbierał daninę, ale trud opłacił się. Visby to turystyczna mekka Szwecji, kolorowa i gwarna. Setki knajpek i barów prześcigają się w ogsłudze tysięcy turystów. Ci ściągają tu z całej Szwecji, głównie ze Sztokholmu. Oblegają sklepy z pamiątkami, tłoczą się przed mariną, oglądają szpanerów obnoszących się ze swoim bogactwem na pokładach motorowych jachtów, przed którymi parkuja sportowe Ferrari, Mercedesy i Lamborghini. Wiele starych zabytkowych aut porusza się sznurem po wąskich uliczkach - Szwedzi lubią się pokazać.
Visby tętni życiem, muzyką, młodością.Do portu zawijają też wycieczkowce, niektóre ogromne. Wchodząc do portu mijaliśmy zacumowanego trzystumetrowego giganta o kilkunastu pokładach. Po takim zastrzyku turystycznej masy, ze szweckim mieszają się inne języki – turyści ściągają tu z całej Europy, a zapewne i świata.
Rzeszowiak zacumował pośród tej bogatej gawiedzi, dosłownie pod dziobem pasażerskiego promu. Załoga wtopiła się w kolorowy tłum wijący się pośród wąskich, gwarnych uliczek. A wieczorem Visby usłyszało polskie szanty z pokladu naszego jachtu. Nie żałowaliśmy gardeł, więc dostały nam się i oklaski. Ferrari na pokładzie nie mamy, ale gitara i ukulele się zmieściły. I takim orężem zdobyliśmy szwedzki port, częściowo wetując straty z historycznego potopu. Pozdrawiamy